Data: 2011-07-14 09:48:30
Temat: Re: Dystymia (depresja nerwicowa) - bedzie duzo
Od: "R" <r...@p...interia.pl>
Pokaż wszystkie nagłówki
Użytkownik "Piotrek" napisał w wiadomości
news:4e1bfd98$0$2453$65785112@news.neostrada.pl...
> On 2011-07-11 23:29, R wrote:
>> Nie, nie uważam tak. A już zwłaszcza jeżeli ludzie się ze sobą męczą
>> straszliwie - wtedy wręcz uważam, że powinni się rozwieść. Dla dobra
>> własnego i własnych dzieci.
>
> No to tu się zgadzamy.
To jeszcze zaznaczę, że cały czas rozmawiam tutaj o ślubach cywilnych. Ślub
w KK nie podlega rozwodowi ale w uzasadnionych przypadkach można uzyskać
zezwolenie na separację (i wtedy żyć bez kolejnego związku seksualnego) lub
starać się o stwierdzenie nieważności (to w sytuacji gdy małżeństwo było
nieważne od początku bo np. druga strona wiedziała o swojej
bezpłodności/niechęci do posiadania dzieci/chorobie psychicznej itp. ale to
zataiła) albo pogodzić się z odsunięciem od kilku sakramentów.
>> Za to uważam, że główną przyczyną rozwodów
>> są śluby.
>
> Tu też trudno mieć odmienne zdanie :-)
>
>> Oraz, ze zmieniejszenie liczby naprawdę źle rokujących ślubów
>> zmniejszy liczbę rozwodów (zakładam tutaj, że jeżeli ludzie się rozwodzą
>> to znaczy, że znaleźli się już wcześniej w złej kondycji psychicznej i
>> rozwód - w znaczeniu wszelkie procedury prawne - ten stan tylko
>> pogorszy, rozstanie bez konieczności mieszania do tego prawników byłoby
>> łatwiejsze pod względem emocjonalno-psychicznym).
>
> A po czym poznajesz, że ślub (małżeństwo) źle rokuje?
Po obserwacji.
> Z dyskusji wykluczam oczywiste przypadki, kiedy generalnie człowiek nie
> potrafi się odnaleźć w otaczającej go rzeczywistości (wtedy powinien
> zostać formalnie ubezwłasnowolniony w niezbędnym zakresie, ażeby nie
> zrobić sobie krzywdy).
>
> I dlaczego chcesz odbierać ludziom ich niezbywalne prawo do podejmowania
> decyzji we własnym imieniu, skoro są do tego zdolni.
Więc zacytuję siebie z pierwszego czy drugiego postu do medei w tej sprawie:
"Gdybym ja miała tutaj coś zmieniać - to wprowadziłabym oświadczenia (coś na
kształ tego jakie są przy ślubach katolickich), " bo uważam, że to całkiem
fajna sprawa była. Ja sama mam ślub konkordatowy i po zgłoszeniu u księdza
chęci zawarcia związku małżeńskiego wypełniliśmy taką ankietę (więc mi się
zdaje, że wszyscy w analogicznej sytuacji taką wypełniają). Dało nam to
pomysły do paru rozmów. Uczęszczaliśmy też na wymagane kursy - też jak się
tego z uwagą słuchało i czytało zalecaną literaturę - to wiele dało, np. w
sprawach o których warto porozmawiać przed ślubem. Może faktycznie tylko to,
że jestem praktykującą katoliczką ogranicza moją wyobraźnię a ludzie
niepraktykujący rodzą się już doświaczeni i bez rozmów/czytania itp. wiedzą
co może być w małżeństwie ważne. Ja tam o wielu sprawach nie wiedziałam a
to, że się dowiedzieliśmy (np. czego szukać i gdzie, czego się można
spodziewać) w porę zapobiegło np. ostremu przechodzeniu kryzysów, awanturom
i poczuciu rozczarowania.
Oczywiście jeżeli ktoś nie chce to z tego nie skorzysta. Ale jeżeli chce
może (my skorzystaliśmy, a gdyby nie te kursy i ta ankieta pewenie na wiele
rzeczy byśmy w odpowienim czasie "nie wpadli").
W moim odczuciu dobrze by było gdyby i ludzie nie chcący ślubu kościelnego a
chcący ślubu ogólnie też mieli takie możliwości (a raczej nie mają - chyba,
że mają ale jakie?).
To tyle. Przymus dotyczyłby tylko tego, że musieliby się zapoznać z tym
jakie możliwości i niebezpieczeństwa są. Co by z tą wiedzą zrobili to już
ich sprawa - grunt, że taką możliwość mieli (to moje podejście - Ty możesz
mieć inne).
> Myślę, że zarówno Ty jak i ja dysponujemy dostateczną inteligencją, ażeby
> w dyskusji odpuścić sobie podawanie dziecinnych przykładów.
Przypominam, że to Ty zacząłeś z ironicznym odchodzeniem od dyskusji.
> Ale jeśli już użyjemy Twojego przykładu, to ja po prostu odróżniam
> zasugerowanie konsultacji z dermatologiem od obowiązkowego doprowadzenia
> na badanie, być może jeszcze w asyście policji.
Jeżeli już to ja proponowałam podpisanie, że się zapoznało z sugestią
konieczności konsultacji.
>>> Niemazaco.
>>>
>>> Ale to chyba to nie o to chodziło ...
>>
>> Mnie nie. Ja cały czas o profilaktyce nie o leczeniu skutków.
>
> Profilaktyka to jest fajna rzecz tak długo, jak długo nie przynosi więcej
> szkody niż pożytku.
Jaką szkodę przynosi zapoznanie się z możliwymi niebezpieczeństwami?
--
Renata
|